Gdy wchodzę do sklepu i czuję ogórasy kiszone to dosłownie hipnoza!
Podchodzę do lady wiedziona tęsknotą podniebienia, wskazuje na ogórasy…
- Kilo – mówię
Ogórasy kiszone uważam za dziedzictwo narodowe Polski. I niech mi nikt nie
mówi, że pochodzą z innego kraju, bo się rozpłaczę... Ogórasy to mój symbol
polskości i mądrość babuni...
Jeśli coś tak bardzo kochasz, to chcesz się tym podzielić z innymi, chcesz, aby też spróbowali, posmakowali tej cudowności, rarytasu....
I o tym
właśnie jest ta historia.
- Jadłeś kiedyś ogórki kiszone? – zapytałam pewnego dnia swojego
bułgarskiego chłopaka
- Że co? – odpowiedział zdziwiony
- No ogórki kiszone, się pytam, czy jadłeś? Takie ze słoika, albo jeszcze
lepiej z beczki. Ale nie korniszony, tylko prawdziwe kiszone.
- Eeeeee no takie to chyba nieeeee....
- Ach to ja ci przyniosę! - zawołałam
zachwycona!
Parę dni po tej rozmowie zapuściłam się na zakupy w pobliże polskiego
sklepu. Przechodząc obok przypomniałam sobie o ogórasach.
- Wstąpię i zobaczę czy mają... – pomyślałam
Niosłam ten słoik niczym Świętego Graala. Z namaszczeniem i radością.
Dotarłam do mieszkania mojego chłopaka, zdjęłam kurtkę i wypakowałam
zakupy.
- Popatrz co ci przyniosłam! – powiedziałam zachwycona – Ogórasy kiszone!Otwarłam słoik i podsunęłam mu pod sam nos.
- No spróbuj!
Bułgar podszedł do tematu z zainteresowaniem i najpierw dobrze powąchał. A raczej,
ufając mojej radości, sztachnał się zapachem konkretnie. I to był moment
tragiczny. Cofnęło go nagle i świat mu zawirował.
- Boże! – zawołał wymachując rękami w powietrzu jakby odganiał jakiś
przykry zapach – Przecież to śmierdzi jakby ktoś się spierdział!
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Ale jak to śmierdzi? Przecież ogóras nie śmierdzi tylko pięknie pachnie!
No wiecie co? To już była przesada! Moje ukochane ogórasy! Dziedzictwo
narodowe Polski, kuchnia i mądrość babuni! Tak zbrukane i obrażone! Jak on
śmie!
Wziełam słoik ze sobą i usiadłam przy stole. Postanowiłam wtrynić go sama.
Bułgar usiadł na drugim końcu stołu, jak najdalej ode mnie. Patrzył na mnie z
przestrachem i niedowierzaniem. A ja sobie
siedziałam i jadłam zagryzając swój smutek.
- W dupie mam to, że mnie nie pocałuje! – myślałam obrażona - Nie musi! I
nawet seksu może nie być przez tydzień. Ja mam tu swoje ogórasy. Moje niebo...
mój... orgazm w gębie!
No co za okropna historia! Na prawdę tego nie rozumiem. Przecież Bułgarzy
też lubią peklowane rzeczy. Sami mają te swoje wielkie słoje w bułgarskich sklepach.
Wszystko tam jest peklowane... papryczka duża i mała, marchew i nawet kalafior!
Wszystko peklują i zaprawiają! Dlaczego nie zaprawiają ogórasa? A może zaprawiają
tylko ci moi znajomi są jacyś...dziwni!
No co za ludzie ci Bułgarzy! Nie lubią moich ogórasów kiszonych! A ja je
tak uwielbiam, że do mnie na randkę przychodząc... zamiast z kwiatami można
spokojnie walić... ze słoikiem ogórasów kiszonych!!!
W Anglii najważniejszym świątecznym posiłkiem jest świąteczny obiad. Tak zwany Christmas dinner. Anglicy nie znają czegoś takiego jak Wigilia. Owszem, jest Christmas Eve, ale dzień ten spędza się raczej na zakupach, albo wieczorem w pubie, ekscytując się, że jeszcze „one more sleep” i Święta!
Co jest na angielskim świątecznym stole?
Przede wszystkim indyk!
Na angielskim świątecznym obiedzie byłam pierwszy raz gdy opiekowałam sie
kobietą, której dałam tutaj imię Sara. Wspominałam o niej, gdy pisałam o pmięci poległych w pierwszej wojnie światowej.
- Będzie nam bardzo miło jeśli przyjdziesz na świąteczny obiad –
powiedziała do mnie Sara parę dni przed świętami.
Szczerze mówiąc, gdy Anglicy mnie zapraszają na tego typu „uroczystości”,
to nigdy nie wiem czy mówią poważnie, czy też jest to tylko taka angielska
„uprzejmość” i należy równie uprzejmie podzękować i powiedzieć, że ma się już
plany. Nawet gdy ich się ich nie ma. Ale ja sobie kiedyś postanowiłam, że będę
ich brała dosłownie. A jeśli się na tym przejadą, to się przynajmniej nauczą,
że do mnie się mówi to, co się faktycznie ma na myśli.
- A pewnie, że przyjdę! To na którą mam być? – odpowiedziałąm z polską
prostolinijnością.
Świąteczny obiad był planowany na godzinę pierwszą. Ja byłam pół godziny wcześniej. Indyk już był w piekarniku od dłuższego czasu, a mąż Sary uwijał się kończąc przygotowywać brukselki z boczkiem.
Nie wiedziałam, że indyki mogą być tak duże, że nie mieszczą się do piekarnika! Ale widocznie mogą być spore, ponieważ przed Świętami w angielskich sklepach, oprócz normalnej folii aluminiowej, można dostać też dwa razy większą! I jest to folia specjalnie do zawijania indyka świątecznego.
I tak sie przekonarzali aż indyk był gotowy!
- Nareszcie!
Indyk wjechał na stół. Towarzyszyły mu zapiekane ziemniaczki i warzywa zapiekane – marchewka i pietruszka. Warzywa najpierw się lekko gotuje a potem wkłada się je do piekarnika aby się podpiekły. Do indyka podana była też brukselka z boczkiem. Często zdarza się, że do brukselki dodaje się jeszcze jadalne kasztany, tak zwane chestnuts. Nie pamiętam czy Sara też je dodawała. Często zamiast zapiekanych ziemniaków podaje się po prostu pomięte tak zwane mash potatoes.
Zaszczyt krojenia indyka przypada na głowę rodziny, którą w tym wypadku był Ron, mąż Sary. Indyk został ładnie pokrojony i wkrótce wylądował na naszych talerzach.
Sos żurawinowy. Żródło: https://englishlive.ef.com/blog/english-in-the-real-world/ef-englishtown-presents-make-cranberry-sauce/
Nadmienić tutaj muszę, że świąteczny indyk jest nadziewany! Nadzienie można
kupić gotowe w sklepie lub zrobić samemu. Co wchodzi w skład nadzienia? Chlebek
pokrojony na małe kawałeczki, cebulka, masełko, tymianek, zielona pietruszka i
pieprz, sól oczywiście. To takie bardzo proste nadzienie. Bardziej wyszukane to
chlebek, cebulka, masełko, rodzynki lub żurawina, pieprz, sól i przyprawy.
Jeszcze kiedyś spotkałam się z nadzieniem gdzie był chleb, rodzynki, cebulka,
kawałki boczku i jeszcze to wszystko zalewało się sokiem jabłkowym! Próbowałam.
Smakowało dobrze!
Nadzienie może znajdować się w indyku ale może także być podawane osobno,
zawinięte w plasterki boczku. Należy dodać, że angielski boczek różni się bardzo od tego jaki znamy w Polsce. W Polsce mamy chyba tylko taki tłusty, taką
słoninkę, natomiast w Anglii mamy plasterki mięsa.
źródło: https://greatbritishmeat.com/products/smoked-back-bacon
Takim gravy polewa się obficie obiad. Gravy jest drobiowe albo wołowe. Z
wieprzowym się nie spotkałam. Powiem szczerze, że ja lubię gravy ale dla wielu Polaków gravy jest obrzydliwością powodującą odruch wymiotny!
Gravy przed przyrządzeniem. Całkiem spory wybór tego mają. Żródło:https://greatbritishmeat.com/products/smoked-back-bacon
Gravy po przyrządzeniu. Tutaj ktoś jeszcze dodał do tego podsmażoną cebulkę. Żródło: www.giventodistractingothers.co.uk/2011/02/british-onion-gravy.html
Co jeszcze można znaleźć na świątecznym stole? Tak zwane „pig in blankets”, co przetłumaczyć mogę zabawnie jako świnki w kocykach. Są to małe kiełbaski owinięte w plasterki bekonu. I podczas tamtego świątecznego obiadu też takie zaserwowano.
Pig in blankets. Źródło: www.pretty52.com/tasty/food-and-drink-you-could-be-paid-500-to-test-pigs-in-blankets-20181119
Kolejnym składnikiem obiadu może być tak zwany yorkshire pudding. Co to
takiego? To takie śmieszne formy, przypominające mi kształtem grzyba. Można
kupić je gotowe, sprzedawane są mrożone. Wsadzasz je dosłownie na pięć minut do
piekarnika i gotowe! Zrobione są z ciasta naleśnikowego, które wlane w małe
foremki wyrasta do takich kształtów!
Anglicy jedzą yorkshire pudding
polany gravy! O zgrozo! Czyli na
słono! Ja uwielbiam z dżemem! Mogę się tym zajadać aż spuchnę! Yorkshire pudding. Źródło: https://brunyfirepower.wordpress.com/2013/02/16/aebleskiver-danish-pancakes-with-rose-petal-jam/
Jeśli chodzi o ciasta i słodkości to na angielskim stole można spotkać na przykład coś, co nazywa się „triffle”. Triffle to taki deser, gdzie na dole są owoce w żelatynie, w środku bardzo gęsty budyń, a na wierzchu bita śmietana. Jako podkład na samym dole, pod owocami mogą być biszkopty.
Na stole może się tez naleźć ciasto zwane Christmas brownies. Co to takiego brownies? To deser czekoladowy, robiony w formie ciasta, takiego w brytfance a podawany jako prostokątne kawałeczki. Czyli jest to po prostu ciasto z dużą ilością kakao i czekolady. Może zawierać różnego rodzaju orzechy, kawałeczki czekolady lub masę cukrową na górze.
Chocolate brownies. Źródło: https://www.deviantart.com/thrakki/art/Chocolate-Fudge-Brownies-205285260
Na stole może sie znaleźć także cheesecake czyli rodzaj sernika. Sernik jest podobny do sernika na zimno podawanego w Polsce.
English cheesecake. Źródło: www.lisalovesleftovers.co.uk/2014/05/prezzo-cheesecake-english-cheesecake.html
No i bardzo ważne i tdycyjne są małe ciasteczka zwane mince pie! Pamiętam tamtego roku narobiłyśmy ich z Sarą tyle, że część z nich przezimowała w zamrażarce do Wielkanocy! Miałyśmy ich 72 sztuki!
Mince pies to małe kruche ciasteczka wypełnione nadzieniem zwanym „mince”. Mince można kupić w słoiczku i składa się ono z suszonych owoców i dodatków takich jak cynamon, goździki, cukier. Dodam tu, że można się nieco zakręcić i pomylić to słodkie nadzienie z nadzieniem robionym z mięsa mielonego, bo nazywa się tak samo! To jest „mince” i to z mięsa też jest „mince”! Gdy Sara kupowała małe słoiczki z nadzieniem to ja myślałam początkowo, że tam jest mięso! A gdy mi powiedziała, że to do ciastek świątecznych to zrobiłam oczy. Po jakimś czasie zorientowałam się, że jest słodkie nadzienie i nadzienie z mięsa mielonego i na oba mówi się „mince”! Zwariować można.
Mince pies. Źródło:https://malta.intercontinental.com/2017/11/30/8-ways-maltese-people-prepare-for-christmas/
Ja już nie pamiętam jakie słodkości wtedy serwowała Sara. Ale pamiętam dobrze te małe ciasteczka „mince pies” i pamiętam oczywiśćie gwóźdź programu czyli ciasto świąteczne!
Ciasto świąteczne Sara przygotowywała już chyba z miesiąc wcześniej. Potem dojrzewało i dojrzewało. Nie wim co to było za ciasto, bo robiła go z Sarą zawsze inna opiekunka. Angielka. Sara miała lekką obsesję na punkcie swojego ciasta, rozmowy o nim zaczynały sie toczyć już chyba dwa miesiące przed Świętami.
Ciasto Świąteczne, zwane też Christmas Puding jest to kompozycja z
suszonych owoców, głownie rodzynek, zmieszanych z jajkiem i tłuszczem
zwierzęcym. A przynajmniej tak
wyczytałam. Czasem dodatkiem jest też słodki syrop. Ciasto pełne jrst
dodatków takich jak cynamon, gałka muszkatałowa, gożdziki i imbir. Całość jest
nasączana alkoholem. Alkohol powoduje, ze nic ze składników się nie psuje.
Ciasto dojrzewa z miesiąc lub dłużej. Czytałam też, że niektóre ciasta świąteczne
pozostawione są do dojrzewania nawet przez rok! Nie do uwierzenia! Ciasto świąteczne Sary było ozdabiane przez jedna z jej opiekunek. Najpierw było owijane wielkim plastrem z masy marcepanowej. Potem tę masę kładło się też na wierch ciasta. Całość lukrowało się białą masą. I potem szły dekoracje. Były robione chyba z marcepanowej masy, do której dodawało się barwników. I tak można było uformować na górze ciasta czapkę świąteczną albo pingwina albo Mikołaja... Można też kupił gotowe dekoracje jako dodatki do artystycznych wizji. Sara zawsze opowiadała z dumą co miała na cieście świątecznym z zeszłym roku a co w roku poprzednim. Zdjęcie ciasta też często lądowało na Fejsbuku jako jej zdjęcie profilowe!
Ciasto świąteczne Sara podaje się z tak zwanym „custard”, który według mnie jest
niczym innym tylko bardzo gęstym budyniem. I tak podała go Sara. Pamiętam, że
bardzo mi... nie smakowało! I rzeczywiście wielu Anglików nie lubi tego ciasta. Mówią, że jest za bardzo „rich” czyli dosłownie bogate. Chodzi tu o to, że
zjadasz dwie łyżki i zapychasz się na dwa dni! Więcej nie możesz!
Christmas Cake. Źródło: https://www.dailymail.co.uk/home/you/article-2065824/Web-exclusive-recipe-Marys-icing-tips.html
Jest tez kolejny sposób podawania ciasta świątecznego! A mianowicie... polewa się go brandy i zapala! Podobno nie pali się samo ciasto ale opary alkoholu i stąd ten efekt. Ciasto, które chcemy polać brandy jest ciastem bez ozdób i marcepanu!
Ciasto świąteczne w ogniu. Źródło: https://www.flickr.com/photos/memoryweaver/11290664565
Nie wszyscy Anglicy jedzą tradycyjny obiad. Zanim zabrałam się do pisania tego artykułu zapytałam kilku znajomych o ich świąteczny obiad. Oprócz tradycyjnych odpowiedzi typu „indyk” i „świnki w kocykach” usłyszałam też takie jak „Ciasto? Jakie jemy ciasto? No... takie jakie mama ze sklepu przyniesie”. A jedna ze znajomych powiedziała mi, że jej rodzina nigdy nie jada indyka w Święta. Mają raczej kaczkę albo bażanta. Warzywa już tradycyjnie zapiekane z piekarnika no i ulubiony, wielki yorkshire pudding z gravy!
Dobrze się bawiłam tamtego Świątecznego dnia zajadając się angielskimi wynalazkami i obserwując rodzinkę.
Ach... zapomniałabym dodać, że wszyscy siedzieliśmy ubrani w... korony! Skąd te korony? Z czegoś co nazywa się Christmas crackers i czego nie może zabraknąć na świątecznym stole!
Crackers to takie papierowe, dekoracyjne zawijasy, którymi „częstuje się” drugą osobę trzymając jeden koniec. Dryga osoba pociąga za drugi koniec, pociąga, pociąga i krach! Crackers się urywa z trzaskiem! Po czyjej stronie zostaje więcej niż ogonek do tego należy zawartość! A w środku znajduje się korona z bibuły, jakaś małą gra i zagadka lub świąteczny dowcip, który można przeczytać przy stole.
Christmas Crackers! Źródło: https://www.thesun.co.uk/fabulous/2389043/christmas-crackers-tradition-cracker-jokes/
Jeden z obrazków przedstawiający świąteczny stół: Źródło: https://www.sbs.com.au/yourlanguage/sinhalese/en/article/2017/01/03/want-avoid-looking-santa-festive-season-here-are-some-ways-avoid-holiday-blowout
I tak oto mniej więcej wygląda świąteczny obiad w Anglii.
*tutaj pod linkami możecie obejrzeć filmiki
*imiona osób zostały zmienione
Kulinaria to po prostu... zbiór opowieści kulinarnych. Nie koniecznie przepisy, ale na pewno historyjki wielokulturowe i wielosmakowe. Życie podpatrzone. Życie nakarmione. Życie od kuchni.